Joanna Mieszko-Wiórkiewicz Joanna Mieszko-Wiórkiewicz
2454
BLOG

Dlaczego Jarosław Kaczyński nie mówi rzeczy naprawdę strasznych?

Joanna Mieszko-Wiórkiewicz Joanna Mieszko-Wiórkiewicz Polityka Obserwuj notkę 51

Nie ulega wątpliwości, że Jarosław Kaczyński to dziś najważniejsza osoba w polskiej polityce. Widać to po ilości i jakości publikacji medialnych, w których wymienia się jego nazwisko we wszystkich przypadkach. I to nieomal wyłącznie w negatywnym kontekście. Trzeba być  bajkowym  „głupim Jasiem”, a do tego ślepym i głuchym Jasiem, żeby nie zauważyć, że ten zmasowany ostrzał jest sterowany i odpowiednio dozowany. Dlaczego poznając polską politykę przez medialny pryzmat odnosi się wrażenie, że powstaje ona w warszawsko-śródmiejskich barach i kawiarniach? Dlaczego ja, siedząc od owych kawiarni w odległości  sześciuset kilometrów z okładem, postrzegam ją jeszcze ostrzej:  jak piaskownicę z maluchami okładającymi się łopatkami  na tonącym „Titanicu”? Podobno punkt widzenia określa punkt siedzenia.

 

Gdyby nie ten głupi przypadek, że Jarosław Kaczyński nie wsiadł do Tupolewa , wszystko byłoby takie proste. Tymczasem trzeba się zmierzyć z całym szeregiem nieprzewidzianych przez spindoktorów politycznych sytuacji oraz- w sensie dosłownym-  wyborów, z których go trzeba wyeliminować.

„Panie Boże, chroń mnie od przyjaciół! Z wrogami sam sobie poradzę!” – to przysłowiowe zawołanie pasuje jak ulał do Jarosława  Kaczyńskiego, jakim go widzimy wwywiadzie  w najnowszej „Rzeczypospolitej”. Dodajmy - wywiadzie znacząco przeprowadzonym – nie, jak by się to należało  według przyjętych na świecie  norm dziennikarskich – przez redaktora naczelnego tego dziennika lub jego zastępców, lecz przez dwóch redakcyjnych tuzów dziennikarskich.

Czy tuzy: Piotr Gursztyn i Piotr Gociek,  uniosły ciężar tego wywiadu? To zależy, jak na to spojrzeć: jakie było zamówienie, oraz – czy „Rzeczpospolita” to dziennik prezesowi PiS  przychylny.  Sądząc z profilu widocznego w kreowaniu  Gazety Wyborczej Bis  (nie mam tu wyłącznie na myśli otwarcia łamów "Rz" dla publicystów pokroju Lisa czy Kuczyńskiego) i z niedawnej namolnej wymiany korespondencji redaktora naczelnego z prezesem Kaczyńskim , „Rzeczpospolita” przychylność swą, jeśli ją nawet posiadała, to już dawno wyczerpała.

Wywiad ten nie nosi znamion publikacji, która ma nam, czytelnikom, przybliżyć osobę i działania polityka w tak straszny sposób ugodzonego przez los, który – wezwany przez swoich wyborców do czynu – nie szczędzi sił. Wywiad ten nosi natomiast znamiona próby dezawuacji wywiadowanego oraz dalszego podkopania partyjnych szeregów. Nie wiem, czy jest to rezultat zamierzony, czy dziennikarskie niechlujstwo. Nawet jeśli autorzy wywiadu nie sprostali mu intelektualnie i warsztatowo, to zakładam, że redakcja zatrudnia przynajmniej adiustatorów. Gdzie oni byli? Co robili? Poza tym rodzi się podejrzenie, że adiustatorów nie posiada sam Prezes.  Czytelnika bowiem nie interesują opinie Prezesa na temat szefowej jego komitetu wyborczego oraz tego, czy siedzi ona na barykadzie okrakiem. Tymczasem ten obraz pojawia sie w wywiadzie dwukrotnie. Wbrew własnym chęciom , zaleceniom i życzeniom daje się on wciągnąć  w rozmowę na temat pani Kluzik-Rostkowskiej lub zalet i wad Antoniego Macierewicza.Pozwalanie na wodzenie się za nos to błąd w sztuce.

Niemal połowa wywiadu (jak ktoś chce, niech policzy znaki lub chocby linijki) dotyczy tematu Krzyża. Jarosław Kaczyński mówi tu co prawda rzeczy ważne i ciekawe, ale jak wiadomo – papier nie jest z gumy i oto braknie miejsca na rzeczy w tym momencie o wiele istotniejsze, a mianowicie na wypunktowanie niedojdowatości premiera i jego skorumpowanego, leniwego rządu. A punktów, które błyskają jak czerwone koguty na karetkach pogotowa jest sporo:  stan zabezpieczenia powodzian przed zimą (właśnie znowu zaczynają się obfite deszcze), bezrobocie, kręcenie lodśw w służbie zdrowia,umowa gazowa (numer jeden!), dziura budżetowa, (nie)zabezpieczenie rentowe, media  czy last but not least- autostrady, na których braku zarabia Jan Kulczyk- to tematy, które powinny być codziennie od nowa podnoszone przez piS niczym skrwawione sztandary. Dlaczego w wywiadzie, który wyczerpał  „pulę” Prezesa przed wyborami samorządowymi nie znalazło się ani jedno słowo na te tematy?  Jako czytelnik chciałabym wiedzieć, co w zamian mają do zaproponowania samorządowcy spod sztandaru PiS? 

Na całe szczęście dla mojej udręczonej lekturą duszy w tejże „Rzeczypospolitej” premier Tusk  w swoim typowo dresiarskim stylu tak konkluduje wywiad swojego adwersarza:

 – Jarosław Kaczyński to lider partii, która ma poparcie 25–30 proc. Polaków, a mówi rzeczy straszne, dlatego mnie to zupełnie nie śmieszy -.

Otóż  twierdzę, że Jarosław Kaczyński jako „ lider partii, która ma poparcie 25–30 proc. Polaków”, gdyby chciał, mógłby powiedzieć naprawdę rzeczy straszne.Ma on bowiem niewątpliwie wystarczającą wiedzę o kuchni tego rządu. W rzeczywistości oszczędził "płemieła" w sposób wręcz demonstracyjny. Dlaczego natomiast  to, co powiedział , miałoby śmieszyć Donalda Tuska? Czyżby premier mylił  politykę (gdzie w dodatku trup pada gęsto) z kabaretem? Czy opozycja jest po to, aby jego, premiera, zabawiać?

Pytanie tylko – dlaczego Jarosław Kaczyński nie mówi rzeczy naprawdę strasznych. Kogo chce oszczędzić? Zakapiorów z ministerialnymi uposażeniami czy nas, maluczkich?

 

 

Komentarze niemerytoryczne są usuwane. Autorzy komentarzy obraźliwych są blokowani.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka