Joanna Mieszko-Wiórkiewicz Joanna Mieszko-Wiórkiewicz
9349
BLOG

Niemiecki DonaldaTuska czyli katastrofa!

Joanna Mieszko-Wiórkiewicz Joanna Mieszko-Wiórkiewicz Polityka Obserwuj notkę 41

 

Los nie sprzyja „Płemiełowi”. Jeszcze nie zdążył ochłonąć z urlopowych wrażeń, jeszcze nie zdążył otrzeć potu z czoła po partyjnej zjazdowej orce, a tu  już trzeba wsiadać do samolotu (już nie rejsowego?) i lecieć  do Berlina. Takiej okazji przepuścić nie wolno.  Pijar nie zna litości.

Tragiczny wypadek wymaga, aby szef rządu pokazał twarz współczującego wujka, więc Donald Tusk pokazał. Spotkał się w szpitalu z turystką, która podrapała sobie prawą rękę. I Bogu dzięki, że przytomni lekarze nie puścili kilkudziesięcioosobowej ekipy mediów z głównym bohaterem  Donaldem T.  do ciężej poszkodowanych.

Można się samemu naocznie przekonać. Filmik, który opublikował na swojej stronie internetowej dziennik „Berliner Morgenpost” jest krótki, lecz nadzwyczaj ciekawy: odwiedziny „płemieła” w berlińskim szpitalu. Pomijam wakacyjny outfit „Płemieła” oraz minister Kopacz, która do tego z głodu gryzła własną wargę. W końcu była to niedziela,a więc fajrant. Krawat w takim momencie jest zbyteczny i koszula drwala, w którą ubrała się minister Kopacz  jak najbardziej na miejscu. W końcu ładnemu we wszystkim ładnie, co nie?

Najciekawsza jest w tym filmiku bardzo krótka, bo 20-sekundowa  wypowiedź  Donalda Tuska w jego języku macierzystym, czyli po niemiecku ( w jakimś wywiadzie czytałam, że u niego w domu mówiło się po niemiecku i dopiero w szkole poznał język polski).

Poniżej aktywny link (1:30 z tego 10 sek. reklama)

www.morgenpost.de/videos/berlin/article1407389/Polens-Premier-besucht-Verletzte.html

„Teraz mogę powiedzieć tylko jedną rzecz- dziękuję wam wszystkim za podjęte działania  i pomoc. W tym szpitalu wszystko jest bardzodobrze i... to jest wszystko, co mam do powiedzenia”- wydukał z rozbrajającym uśmiechem pan premier polskiego rządu po niemiecku  robiąc przy tym pół tuzina błędów. Czyżby w ramach akcji „oszczędne państwo” Donald Tusk zrezygnował z tłumacza? A może – podobnie jak niegdyś pani premier Suchocka-  jest tak głęboko przeświadczony, że  świetnie włada tym językiem, że posługując się nim ośmiesza nie tyle siebie, bo to akurat nieistotne, ale powagę sprawowanego urzędu. Podobnie jak u tego bajkowego cesarza, któremu zdawało się, że ma na sobie najwspanialsze szaty.

 Otóż jak na wzrastanie w tym języku, to rezultaty naprawdę marne.  Nie zgadza się tu  nic: ani słownictwo, ani składnia, ani gramatyka. Kali mówić po niemiecku. Tymczasem, gdyby Donald Tusk był bardziej pojętnym uczniem , to wiedziałby, że niemieccy politycy mają żelazną zasadę:  posługują się publicznie wyłącznie językiem macierzystym, czyli niemieckim. Zaden z nich pod surową karą nie pozwoli sobie na wypowiedzi w obcym języku. Łatwo się na tym pośliznąć i niechcący wywołać skandal dyplomatyczny. Do tłumaczeń są tłumacze. Podobnie zachowują się politycy francuscy - szprechają tylko po francusku, Brytole - po angielsku,a  Holendrzy po holendersku.  Absolutna wiocha i pełna prowincja-przyznacie Państwo sami. Tymczasem nasz premier chce koniecznie popisać się znajomością języków obcych (macierzystych?) i robi z siebie niepoważnego chłoptysia. Ale to dobrze (gut), bo takim właśnie chcą go widzieć w Berlinie- niekomptentny, nie mający nic do powiedzenia, ale jaki miły i grzeczny. Cmok-cmok.

I jeszcze coś.

Na filmiku, jeżeli ktoś go obejrzał do końca, widać Anielę Merkel ze świtą na spotkaniu w polskiej ambasadzie. Był niedzielny wieczór. Pracownicy ambasady mieli statutowy obowiązek pomocy w ustaleniu ofiar wypadku, udzieleniu informacji rodzinom i krewnym, mediom, etc. Słowem – praca jak w ukropie. W takim momencie do ambasady zwala się niezapowiedziana wizyta na najwyższym szczeblu – polscy i niemieccy BORowcy, obydwa dwory, kamery, mikrofony. Ambasada jest malutka. Ludzi niewiele. Trzeba podać obiad, bo goście z drogi. Nic dziwnego, że na drugi dzień burmistrz Złocieńca dziwił się, jak to się stało, że dostał 3 listy pasażerów, z tego żadna nie była kompletna i wszystkie trzy zawierały cały szereg poprzekręcanych nazwisk.  Czyli do czego służy ambasada? Nos dla tabakiery, czy tabakiera dla nosa?

W końcu najważniejsi są żyjący. Martwym już i tak nic nie pomoże, obojętnie, czy to w Smoleńsku, czy w Złocieńcu. Najważniejszy jest pan „płemieł” który jak mówi, to mówi i to  płynnie po niemiecku.

 

Komentarze niemerytoryczne są usuwane. Autorzy komentarzy obraźliwych są blokowani.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka