Joanna Mieszko-Wiórkiewicz Joanna Mieszko-Wiórkiewicz
5602
BLOG

Tajemnicze miejsca-Okęcie i Sewerny: glossa do FYMa

Joanna Mieszko-Wiórkiewicz Joanna Mieszko-Wiórkiewicz Polityka Obserwuj notkę 21

 Tak! Wbrew najmocniejszym kneblom i zakazom czas na analizę Okęcia 10 kwietnia! Po 14 miesiącach od dnia zniknięcia polskiej delegacji do Katynia z Parą Prezydencką na czele nie Prokuratura, lecz Obywatelska Grupa Blogerów wreszcie bierze się za rekonstrukcję Punktu Wyjścia (patrz tutaj).

Biegnąc myślami do wydarzeń z tamtego poranka cały czas usiłuję w wyobraźni uzmysłowić sobie dwa decydujące według mnie momenty- moment startu na Okęciu i moment planowanego lądowania na lotnisku Sewernym w Smoleńsku. Próba rekonstrukcji  przez FYMawydarzeń na Okęciu 10 kwietnia 2010 zmobilizowała mnie do zapisania paru moich własnych pytań.

Ewidentnie brakuje jakichkolwiek faktycznych, realnych, wiarygodnych świadków i sprawdzalnych punktów zaczepienia. Na Okęciu niezależnie od mało przekonującego pana Klarkowskiego mieli przecież żegnać Prezydenta także pani Fotyga z panem Kowalem. Nie usłyszeliśmy nigdy ani jednego słowa na temat tej chwili ani od pani Fotygi, ani od pana Kowala. Dlaczego? Przecież każdy świadek jest na wagę złota. Każda wypowiedź weryfikuje inne wypowiedzi. Czy nie byłoby to zadanie dla nieoszacowanego pana Macierewicza i jego Zespołu Parlamentarnego?

Niewątpliwie należy cofnąć się jeszcze bardziej i zrekonstruować co najmniej przebieg całego dnia 9 kwietnia, a także nocy z 9 na 10 kwietnia. Wskazuje na taką konieczność choćby niewyjaśniona sprawa lotu stewardessy Justyny Moniuszko do Smoleńska ( z jaką załogą? jakim samolotem?) właśnie 9 kwietnia. Jak, kiedy i czym docierali poszczególni uczestnicy delegacji na lotnisko, skoro samochód szefowej Naczelnej Rady Adwokackiej, ś.p. Joanny Agackiej-Indeckiej, którym jechała w środku nocy z Łodzi na Okęcie został znaleziony po apelach męża dopiero tydzień później porzucony na wewnętrznym(!) parkingu hotelu „Domu Chłopa” w centrum Warszawy?

Jest jednak pytanie, jakie mnie od samego początku męczy:

DLACZEGO TEN LOT MUSIAŁ ODBYWAC SIE TAK WCZESNIE?

Kto personalnie organizował tę imprezę w Katyniu? Czy nie był to (tak jakoś w potoku wszelkich ustaleń 14 miesięcy temu mi się przypomina) sam pan minister Sasin z nieodłącznym panem ministrem Wierzchowskim? Czy nie oni właśnie mieli za zadanie organizację wszelkich prezydenckich imprez, szczególnie poza samym Pałacem Prezydenckim? 

Dlaczego ustalono czas uroczystości na Cmentarzu Katyńskim na godzinę jedenastą, co zmusiło tyle osób, w tym większość starszych wiekiem i schorowanych do wstawania o trzeciej-czwartej nad ranem? Czy dwie-trzy godziny później zmieniłyby cokolwiek w przebiegu uroczystości? Powszechnie wiadomo, że organizm człowieka w czasie między godziną trzecią i szóstą rano jest najsłabszy. W tym czasie najwięcej ludzi umiera, a i najwięcej się rodzi. Organizm pozbawiony snu w tych godzinach nie może przez cały dzień uzyskać stabilności. Domyślam się, że chciano skorelować czas przyjazdu pociągu z delegatami z czasem przylotu samolotów. Dlaczego zatem pociąg musiał przyjeżdżać tak wcześnie? Tak, czy inaczej był to przecież specjalny pociąg. 

Osobny, ważny i ciekawy temat, który - mam nadzieję-podejmą blogerzy- to owe osoby, które zrezygnowały z lotu samolotem oraz ich motywacje i tłumaczenia. Podobno pan Sasin oddał swój bilet pani Doraczyńskiej, która jednakoż była na liście pasażerów od samego początku. Dlaczego jednak fotograf osobisty pani Prezydentowej usłyszał, że dla niego nie ma miejsca na pokładzie samolotu, w którym było ponad 30 wolnych miejsc? (Dlaczego panu Wassermanowi dopiero w piątek późnym popołudniem potwierdzono udział w delegacji na pokładzie samolotu?)

W tym miejscu należy się objaśnienie: okazuje się bowiem, że Pan Prezydent miał swojego osobistego fotografa i Pani Prezydentowa miała również swojego osobistego fotografa. Obaj mają na imię Maciej. Jeden nazywa sieMaciej Chojnowski i był od 2005 r.osobistym fotografem Prezydenta, a drugi nazywa sie Maciej Osiecki i był fotografem Pani Prezydentowej. Tymczasem w wydrukowanym oficjalnym programie uroczystosci, który został rozdany wszystkim uczestnikom i organizatorom fotograf Maciej Osiecki znajduje sie na 66 miejscu na planowanej i zaklepanejliściepasażerów jako oficjalny fotograf Pary Prezydenckiej. 

W poniedzialek 12 kwietnia znaleźć można było wgazetach online następującąwypowiedź Macieja Chojnowskiego:

-Z prezydentem latałem wszędzie – opowiada fotograf. – Jeszcze dwa dni temu byłem z nim na Litwie. Przeżyłem burzę w Iraku i pamiętny lot do Seulu: pasażerowie panikowali, a prezydent przychodził, pocieszał, mówił, że turbulencje się zdarzają.“

Maciej Chojnowski miał szczęście, że nie poleciał i cieszymy się razem z nim. To samo dotyczy Macieja Osieckiego, fotografa Pani Marii Kaczyńskiej. Ciekawe jednak, KTO nie pozwolił mu polecieć?Jak jednak znalazł się w Smoleńsku? Fakt, że brakuje jakichkolwiek profesjonalnych zdjęć z Okęcia wskazuje, że zostały one zaaresztowane. Nikt mnie nie przekona, że tak "dyskutowane" przedtem w mediach wydarzenie polityczne pozostawało poza zainteresowaniem fotografów i operatorów. KTO kazał te zdjęcia i filmy schować? 

W dwa dni po "katastrofie" tak opisywał podróż do Smoleńska osobistego fotografa Pani Prezydentowej dziennikarz gazety "Kommiersant" w reportażu, który przedrukowała GW:

Było około dziesiątej wieczorem. Przyjechał już polski premier Donald Tusk. Jego samolot wylądował w Witebsku, a on sam jechał teraz samochodem do Smoleńska. Jeszcze kilka dni temu on i Władimir Putin lądowali na tym właśnie lotnisku. Donald Tusk nie chciał powtórzyć tej drogi. Jeden z Polaków powiedział mi, że Tusk rzecz jasna nie boi się, w żadnym razie, ale byłoby to nie w porządku wobec tych, którzy tu zginęli.

Zapewne Tusk tak pomyślał: dla niego, który teraz jest odpowiedzialny za Polskę, która nie ma już prezydenta, byłoby nieuczciwe wylądować tu po tym, kiedy 96 Polakom nie udało się tego zrobić rano tego samego dnia.

Polskiego premiera powitało trzech dziennikarzy: osobisty operator, osobisty fotograf prezydenta Kaczyńskiego i ich koordynator. Cała trójka tym razem dojechała do Smoleńska pociągiem, chociaż zwykle jeździli razem z prezydentem: tym razem leciało z nim samolotem zbyt wielu ludzi, więc poproszono, ich żeby skorzystali z pociągu.

- To była przyjemna podróż - powiedział mi jeden z nich. - Wygodny przedział. Nawet nie zauważyliśmy, że całą noc spędziliśmy w pociągu. Wcale nie martwiliśmy się, że nie polecieliśmy samolotem. (podkr. moje JMW)


Więcej... 
http://wyborcza.pl/1,76842,7764783,Ten_przeklety_rosyjski_las.html?as=2&startsz=x#ixzz1Mhl9LEZl

 

Tymczasem kilka miesiący później z wypowiedzi pana Marcina Wierzchowskiego przed Zespołem Antoniego Macierewicza dowiedzieliśmy się, że Maciej Osiecki razem z dwoma dziennikarzami TVP jechał jednym z trzech samochodów, jakimi panowie ci razem z panem Sasinem, Wierzchowskim i Oparą wybrali się do Smoleńska już w czwartek wieczorem. Nota bene - odległość podobną, jak z Katowic do Szczecina pokonywali aż dwa dni zatrzymując się na nocleg na Białorusi. Czyli pociąg czy samochód?

Dziwne, ale poza kilkoma zdjęciami wystawionych w Pałacu Prezydenckim trumien pary Prezydenckiej przez cały rok nie widać było w prasie żadnych zdjęć obu fotografów. Czyżby – jak operator Wisniewski – też zostali bezrobotni? A jeśli tak, to z jakiego powodu? To przecież doskonali fachowcy. Gdzie są zdjęcia Macieja Osieckiego (czy był zatrudniony przez PAP?) ze Smoleńska? Czyżby fotograf nie robił w Smoleńsku żadnych zdjęć? I dlaczego dwa dni później w poniedziałek 12 kwietnia dokonano zmian w jego notce biograficznej na Wikipedii? Dlaczego jego domowa strona (strona zawodowego fotografa!) została zredukowana do minimum? Pytania się mnożą. Im dalej w Smoleński Las, tym więcej drzew. 

 

 

Komentarze niemerytoryczne są usuwane. Autorzy komentarzy obraźliwych są blokowani.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka