Joanna Mieszko-Wiórkiewicz Joanna Mieszko-Wiórkiewicz
1668
BLOG

Raport "28 miesięcy po Smoleńsku"-Kompromitacja (FYM)

Joanna Mieszko-Wiórkiewicz Joanna Mieszko-Wiórkiewicz Polityka Obserwuj notkę 14

 Zarówno sam raport tzw. Zespołu Parlamentarnego d/s wyjaśnienia przyczyn katastrofy w Smoleńsku w dn. 10 kwietnia 2010 r., jak i bieg z przeszkodami przewodniczącego owego zespołu w celu wylegitymowania się ze swej radosnej publicznej działalności jakimkolwiek drukiem zwartym czyli mówiąc wprost- alibi (opisywał bloger Wywczas -patrz moj poprzedni wpis) to jeden wielki klops. Po dwóch latach okazuje się to, co było w lipcu 2010 r. , w chwili powoływania Zespołu jasne- nic nie zostało wyjaśnione. Dla znawców i znajomych posła A.Macierewicza nic nowego. Ten typ tak po prostu ma. Aby nie być gołosłownym zacytuję częściowo krótką, zwartą i rzeczową recenzję (za zgodą Autora) Free Your Mind czyli dr Pawła Przywary- człowieka, który jak nikt inny zna temat na wylot.

 

Kompromitacja

Posted by FYM - 13/09/12 at 10:09 am

Słowo to znakomicie nadaje się do krótkiego podsumowania publikacji pod enigmatycznym tytułem „28 miesięcy po Smoleńsku” (http://www.smolenskzespol.sejm.gov.pl/28.pdf). Tytuł jest nietypowy z paru względów – po pierwsze: nie wiadomo, czy to opracowanie publicystyczne, czy badawczo-śledcze. Było nie było, termin „Smoleńsk”, to w najlepszym wypadku jedynie jakiś skrót myślowy, a nie określenie techniczne. Chciałoby się widzieć w „28 m-cach…” to ostatnie, lecz problem w tym, że wiele miejsca poświęca się w publikacji kwestiom stricte politycznym i to sięgając nawet do czasów „sprzed Smoleńska” (nawet do „Gruzji 2008”), a więc i „sprzed 28 m-cy”, a niewiele miejsca precyzyjnej rekonstrukcji zdarzeń.

Oczywiście, ta precyzja obejmować ma jedynie „ostatnie sekundy lotu”, gdyż nic więcej dla „Zespołu” nie ma do wyjaśniania w „historii smoleńskiej”, a już na pewno nie wymaga żadnych śledztw ani badań sytuacja na Okęciu 10 Kwietnia. Mamy przecież zamieszczone zdjęcie sprzed odlotu „ok. godz. 7.10”, na którym ponoć widać śp. gen. A. Błasika „stojącego w drzwiach tupolewa” (s. 46). Lepsze to niż nic, pośród licznych zdjęć Tuska, Sikorskiego, Komorowskiego, Klicha-1, Klicha-2, Millera, Janickiego, Bahra, Turowskiego, Putina, Anodiny, Grinina etc., no i samego Macierewicza, co zrozumiałe, że o innych znakomitościach nie wspomnę (aczkolwiek ciężko odnaleźć któregokolwiek z akustyków prezydenckich, zwłaszcza głównego akustyka Sasina, który przecież, co tu dużo kryć, jakąś rolę w „wydarzeniach smoleńskich” odegrał, prawda?) – chociaż wydawać by się mogło, iż w „raporcie Macierewicza” powinny przede wszystkim (powtarzam: przede wszystkim) dominować zdjęcia związane z „katastrofą smoleńską”, nie zaś z…, że się tak wyrażę, geopolityką. Domyślamy się jednak, że skoro tytuł jest „28 miesięcy…”, to musi być w tym dokumencie o wszystkim – także więc o polityce i politykach.

Po drugie, skoro tytuł jest „28 m-cy…”, to daje to pewną stylistyczną swobodę samym autorom „raportu”, a zarazem pozwala mnie (tj. jednemu z czytelników tej publikacji, której jakąś część stanowią po prostu cytaty z innych materiałów, m.in. z legendarnej „Białej Księgi Zespołu”) lepiej zrozumieć, dlaczego w spisie treści nazwisko „Tusk” czy fraza „rząd Tuska” występuje tak wiele razy (proszę sobie policzyć). Co więcej, pierwsze dwa punkty publikacji to „Gra rządu premiera Tuska przeciw Prezydentowi RP” oraz „Rząd premiera Donalda Tuska oddał śledztwo Putinowi”, a więc można odnieść wrażenie, że „raport Macierewicza” analizuje szeroko rozumiane działania „rządu Tuska”, nie zaś kwestię samej tragedii z 10-04. Czy temu poświęcano gros prac „ZP” przez te ostatnie dwa lata? Niewykluczone. Punkt trzeci „raportu” to z kolei „Podsumowanie i krytyka raportów MAK i Jerzego Millera” – jest to tytuł jednak nieco na wyrost, skoro to właśnie z „raportu MAK” wzięły się te genialne, wiekopomne wskazówki i twarde dane (hard data) dotyczące „zamrożenia pamięci komputera pokładowego” na wysokości kilkunastu metrów oraz „hipotezy dwuwybuchowej” (czyli krytyka nie była posunięta zbyt daleko).

Brakuje natomiast krytycznego opracowania jednego z najważniejszych przecież, skoro sam Macierewicz publicznie opowiadał o tym, iż zlecono ekspertyzę w jakimś niemieckim bodajże laboratorium, materiału, jakim był, jest i będzie, filmik Koli, a więc 1’24”. Nie ma też zapowiadanych onegdaj (w lutym 2012) jako przełomowe, tj. mające „zmienić bieg śledztwa” (http://niezalezna.pl/22682-tajemnica-czarnej-skrzynki-jaka-40) wyników badań Instytutu Ekspertyz Sądowych nad zapisem magnetofonowym z kokpitu jaka-40, a przecież chyba nie ma tu nikt nic do ukrycia, zważywszy na fakt, że na kogo jak na kogo, ale na por. Wosztyla właśnie „raport Macierewicza” powołuje się jako na jednego z najważniejszych świadków. Wprawdzie samego Wosztyla nie widzieliśmy przed „ZP” podczas intensywnych, bo sprowadzających się do przepytania kilku pracowników kancelarii Prezydenta oraz jednego polskiego montażysty, prac przesłuchaniowych tego gremium, a chyba Wosztyl miałby mnóstwo do powiedzenia o „katastrofie” – no ale stenogramy z „taśm Wosztyla etc.” właśnie chyba były do zdobycia, czyż nie? Nie leżą one w Moskwie w sejfie Putina, tylko w Krakowie.

Dopiero punkt 4. „28 m-cy…” zawiera coś w rodzaju rekonstrukcji „katastrofy”, lecz wszystko to już po wielokroć zostało powiedziane lub napisane w rozlicznych publikacjach na łamach „GP” „NDz”, jak też w książce „Musieli zginąć” (Wierzchołowski & Misiak, Warszawa 2012) itd., więc zaskoczenia nie ma absolutnie żadnego. Jedyne może być takie, że z całą powagą i przekonaniem przedstawia się opinii publicznej (jako właściwie już pewne i niewymagające potwierdzenia) hipotetyczne wyniki badań i to dokonanych przecież na podstawie wyłącznie zdjęć (jest o tym otwarcie mowa na s. 10). Żaden z szacownych ekspertów nie był wszak osobiście na Siewiernym „po katastrofie” i nie oglądał z bliska wraku – w przeciwieństwie do członków „komisji Millera” (a wcześniej „komisji płk. Grochowskiego”, należałoby dodać – por. książkę płk. dr. E. Klicha „Moja czarna skrzynka” (Warszawa 2012), o której już pisałem).

O ile więc komisja Burdenki 2 prowadziła prace „polowe” przez kilka dni „po katastrofie” (aż do całkowitego wysprzątania „miejsca” przez buldożery – co już jest mistrzostwem świata, jeśli chodzi o badania katastrof lotniczych), o ile „komisja Grochowskiego-Klicha-Millera” pracowała na polance przy XUBS „cały dzień, do nocy” (11 kwietnia 2010), o tyle „komisja Macierewicza” nie spędziła ani sekundy w tamtym miejscu, co od razu kwalifikuje jej badania i „raport” na o wiele wyższą półkę księgarską aniżeli ta na poprzednie z „raportem płk. Latkowskiego” włącznie (mam na myśli serię ksiąg pt. „Ostatni lot”). Na marginesie dodam, że uwagę o niebadaniu wraku przez „komisję Millera” formułuje sam Macierewicz (s. 8) – ciekawe, jak tę sprawę rozwiązuje w przypadku swojego grona badaczy, analizujących „katastrofę i jej miejsce”, by tak rzec, na odległość.

Być może zresztą z tego powodu (badania bezdotykowe) nie musiała się „komisja Macierewicza” jakoś specjalnie zajmować zagadką „braku ciał” na Siewiernym – zwłaszcza w kontekście „dwóch eksplozji, które rozerwały samolot”. Jeśliby bowiem tak właśnie wyglądał przebieg zdarzeń, to ciała byłyby rozsypane na drodze rozpadu „prezydenckiego tupolewa”, a więc, jak to podaje właśnie „raport Macierewicza”, na przestrzeni „ponad 1 ha” (s. 133)Te ostatnie dane są o tyle zastanawiające, że przecież wielu świadków, z głównym akustykiem włącznie, twierdziło, iż wrak był rozrzucony na niewielkiej przestrzeni. Co gorsza (zacytuję, by nie było wątpliwości), twierdzi się tu: „znacznerozrzucenie szczątków samolotu i ciał na obszarze o powierzchni ponad 1 ha oraz duża ilość fragmentów kilkucentymetrowej wielkości – wykluczają, by doszło jedynie do awaryjnego lądowania (lub upadku)”(j.w.), z czego jakiś paranoik smoleński mógłby wysnuć wniosek, że ciała ludzkie były rozrzucone na obszarze hektara (czego tylko nie udało się zarejestrować żadnemu fotoreporterowi). Mniejsza jednak z tym.

Załóżmy obecnie coś, co może być zupełnie zaskakujące (na tle lektury zakazanej „Czerwonej strony Księżyca”) – załóżmy, że doszło tam właśnie, tj. na smoleńskiej polance wśród samosiejek, 10 Kwietnia, do katastrofy lotniczej „prezydenckiego tupolewa” wywołanej, jak to formułuje „raport Macierewicza”, działaniem osób trzecich – takiej katastrofy, że samolot rozerwały w popwietrzu dwie poteżne eksplozje. Pytanie więc: czym były one spowodowane? Czy ktoś zestrzelił tupolewa, czy też ładunki wybuchowe były zamontowane już na pokładzie i zdetonowane, gdy załoga zniżała się na wysokość decyzji (ignorując mgłę, komunikat „wieży”, że „warunków do lądowania nie ma”, jak też to, że „ił gdzieś odleciał”)?

Jeśli ktoś zestrzelił „prezydenckiego tupolewa”, to powinny być jednoznaczne relacje świadków, iż widziano, jak np. inny samolot wysłał pocisk (ewentualnie ktoś atakujący z ziemi użył takiego pocisku). Takich relacji nie znalazłem w „raporcie”. Jeśli zaś „nad Siewiernym” zaszedłby zamach wywołany podłożeniem ładunków, to sprawa Okęcia powinna być bezwzględnie priorytetowa dla „Zespołu” – nie gdzie indziej bowiem, a tam przed wylotem miano dokonać pirotechnicznego sprawdzenia maszyny. Czyżby więc BOR zaniedbał dokładnego sprawdzenia samolotu, czy też sam BOR podłożył ładunki? A co z okolicznościowymi pakunkami, które wkładano w reklamówkach do luku, a przygotowywanymi przez pracowników KP? Tymczasem zagadnieniami porannych przygotowań do wylotu „ZP” poświęcił tyle czasu co kot napłakał, bo zaledwie jedno bidne wysłuchanie Szczegielniaka (http://centralaantykomunizmu.blogspot.com/2012/03/tajemnice-okecia-2.html). O wiele więcej na ten temat (tj. przygotowań do wylotu i wykonywanych procedur) można wyczytać, nomen omen, w dokumentacji „millerowców”, z której sam „ZP” korzysta bardzo wybiórczo.

Załóżmy też – zgodnie z duchem publikacji („28 m-cy”) – iż doszło do zamachu na XUBS, zaś „rząd premiera Tuska” robi wszystko, by sprawę zatuszować jako współwinny zbrodni. Co w takim razie powinna była robić taka grupa ludzi, która bezkompromisowo zmierza do wyjaśnienia tragedii? Po pierwsze, urządzać jak najwięcej wysłuchań publicznych, jak największej ilości świadków. Po drugie, regularnie publikować nie tylko stenogramy z tychże posiedzeń, ale i wszelką dostępną dokumentację dotyczącą obiegu informacji związanych z przygotowaniami do uroczystości, a następnie z prowadzeniem oficjalnego śledztwa. Po trzecie (i szczególnie ważne), nie włączać się w „normalne życie polityczne”, tylko (zakładając, iż uważa się, że doszło 10 Kwietnia do zamachu) uczynić wszystko, by sprawa była problemem nr 1 współczesnej Polski. Czy tak się stało? Czy choćby parlamentarzyści opozycji przez ostatnie dobre dwa lata koncentrowali się wyłącznie na wyjaśnieniu sprawy tragedii? Ależ skąd, spora ich część błyskawicznie przeszła nad 10-tym Kwietnia do porządku dziennego i włączyła się w „normalne polityczne życie”, tak jakby normalność bez wyjaśnienia przyczyn i przebiegu największej powojennej tragedii naszego kraju, była do uzyskania.

Jest jeszcze kwestia wyjątkowo istotna. Załóżmy (znów), że wyleciał jedenrządowy samolot z 96 osobami na pokładzie i doszło do jego „rozerwania w powietrzu” nad smoleńskim Siewiernym, tak jak z uporem powtarza to od wielu już miesięcy „ZP” ze swymi ekspertami (choć nie od dwudziestu ośmiu, pamiętajmy, bo „narracja dwuwybuchowa” została zainicjowana przez Nowaczyka dopiero po opublikowaniu „raportu MAK”). Otóż w takiej sytuacji priorytetowa powinna być kwestia wyjaśnienia, kto osobiście dokonywał roszad 10 Kwietnia na Okęciu, kto przesadzał dziennikarzy (tych mających lecieć tupolewem) do jaka-40 i kto wpadł na pomysł usadzenia wszystkich dostojników na pokładzie jednego statku powietrznego. Jak wyglądała kwestia zapasowego samolotu (obligatoryjnego w przypadku lotów wg „HEAD” (http://centralaantykomunizmu.blogspot.com/2011/09/samoloty-zastepcze-i-inne.html))?

Nie czasem główny prezydencki akustyk? Czy ta sprawa nie powinna być wyjaśniana dokładnie w samym „raporcie Macierewicza” i postawiona na ostrzu noża, zwłaszcza że 9 kwietnia 2010 wieczorem była informacja o terrorystycznym zagrożeniu dotyczącym samolotu mającego wylatywać nazajutrz z jednego z unijnych stołecznych lotnisk? Tymczasem zagadnienia odpowiedzialności ludzi z kancelarii Prezydenta w ogóle nie istnieją w „raporcie”. Podobnie sprawy niezabezpieczenia „miejsca po katastrofie”, a przecież tak wiele osób było i w Smoleńsku, i w Katyniu, z samym Macierewiczem włącznie, które mogły przybyć na „miejsce wypadku” i starać się przynajmniej pilnować tego, by Ruscy niczego nie ruszali. Byli polscy ratownicy medyczni, żołnierze, parlamentarzyści – mnóstwo ludzi, nie licząc masy dziennikarzy, fotoreporterów itd. znad Wisły.

Skoro o wilkach mowa, tzn. o ludziach mediów (tamtego dnia). Czemu „ZP”, obstając twardo przy narracji „katastroficznej”, a winiąc „rząd premiera Tuska” za zaistniały stan rzeczy (zarówno jeśli chodzi o samą „katastrofę”, jak i „zabezpieczanie miejsca”) nie urządził całej serii publicznych przesłuchań właśnie dziennikarzy – po to, by w ten sposób, tj. odsłaniając coraz to większe pokłady tego, co się działo 10 Kwietnia, wywierać nacisk na „rząd premiera Tuska” i przynajmniej dając opinii publicznej jak najszerszy obraz wydarzeń? Czemu nie wzywano urzędników państwowych takich jak „pan Stachelski”, „pan Strużyna”, „pan Górczyński” etc. etc., którzy pełnili także niezwykle istotną rolę w całej „smoleńskiej historii”? Czemu nie doprowadzono do wysłuchania relacji załogi jaka-40? Czemu nie konfrontowano świadków, których relacje są w różnych miejscach sprzeczne?

Pytań można by mnożyć mnóstwo – stawiałem je zresztą i na blogu, i w „Czerwonej stronie Księżyca”. Ale odpowiedź jest jedna i to dość prosta: zadanie „ZP” było po prostu stricte polityczne – stąd też skoncentrowano się na jednym: udowodnieniu za wszelką cenę (bez względu na materiał dowodowy i na relacje przeróżnych świadków), iż „nad Siewiernym doszło do zamachu”, zaś pośrednią rolę w całej historii odegrał „rząd premiera Tuska” – i koniec. To wszystko wokół czego skoncentrował się „ZP” – proszę zresztą wczytać się we wstęp autorstwa Macierewicza, który nie pozostawia tu cienia wątpliwości. Nic dziwnego zatem, że efekt ponad dwuletnich prac jest taki a nie inny. A że rozmach propagandowy nadaje się rezultatom „badań” tak wielki, to znaczy, że cała historia 10 Kwietnia jest o wiele bardziej mroczna niż się wielu osobom wydaje. Problem polega tylko na tym, że „nie trzeba głośno mówić”, a tym bardziej głośno myśleć.

Dlaczego sądzę, że można tu (tj. w przypadku „raportu Macierewicza”) mówić o kompromitacji? Proszę zajrzeć, jak wyglądają załączniki. Jeśli od samego początku, gdy tylko mistrz Macierewicz opowiadał na spotkaniach w przeróżnych salach i po przeróżnych parafiach, o „dziesiątkach tysięcy zdjęć”, wiadomo było (przynajmniej paranoikom smoleńskim), że to gigantyczne dossier to jedna wielka ściema, to przecież korespondecji mailowej pracowników KP i dokumentacji KP związanej z przygotowaniami do katyńskich uroczystości można było w załącznikach zamieścić trochę, czyż nie? Nie zachowała się? A co ze zdjęciami w posiadaniu Wierzchowskiego, o których wspominali Wierzchołowski i Misiak w „Musieli zginąć”? A może ostały się billingi „ocalałych” pracowników KP, które pozwoliłyby ustalić czasy połączeń (tak istotne w rekonstrukcji zdarzeń)? A może byłby jakiś protokół z działania „sztabu kryzysowego” w Smoleńsku (z udziałem pracowników KP i ambasady)? A może jakieś relacje osób, które brały udział w identyfikacjach zwłok na Siewiernym? A może fotografie z samego Siewiernego robione ponoć przez borowców przybyłych z Sasinem? A może i Sasin ma jakieś zdjęcia – tyle czasu przecież w Smoleńsku spędził (plus wcześniej dwa dni w Mińsku ponoć)? A ludzie z prezydenckiej obłsugi medialnej?

Tam zdjęcia Wierzchowskiego czy innego Jakubika z Siewiernego, czy nawet borowców, to nic – gdzie są w „raporcie” jakieś nowe zdjęcia satelitarne z 10 Kwietnia poza tymi, które już znamy na pamięć? Czy nie można było do takich dotrzeć na przestrzeni ponad dwóch lat prac „ZP”? Wykupić? Zaprezentować w publikacji? Czyż możliwe jest, by nie było żadnego śladu po „dwóch potężnych eksplozjach, które rozerwały samolot w powietrzu” na jakimkolwiek podglądzie satelitarnym? Musi być. Skoro tak, to dotarcie do tych śladów nie powinno być skomplikowane – ale może to rzecz na następne miesiące prac. Warto będzie też wtedy wyjaśnić, dlaczego w wyniku eksplozji nie odezwała się, tj. nie wysłała alarmującego sygnału, tzw. radioboja statku powietrznego, która przecież ma reagować na silne wstrząsy powstające w wyniku zderzenia z ziemią czy po prostu lotniczej katastrofy.

Skąd się w przekazie medialnym wziął „prezydencki jak-40” (http://centralaantykomunizmu.blogspot.com/2011/05/onet-920.html), skoro Prezydent miał lecieć „z wszystkimi” tupolewem? Czemu przesłuchano tak niewielu świadków? Czemu nie urządzono dokładnych przesłuchań członków Rodzin Smoleńskich (tak by zebrać jak najdokładniejsze relacje dotyczące stanu rzeczy oraz ciał ofiar)? Czemu nie przesłuchano świadków katyńskich (zarówno dziennikarzy, jak i parlamentarzystów)? Czemu Bahr w wywiadzie dla Torańskiej twierdzi (http://wyborcza.pl/1,76842,8941828,Startujemy.html), że przyjechawszy z Siewiernego „po katastrofie”, widział po wyjściu z auta: Macierewicza i zaraz potem Sasina (skoro ten ostatni, wedle jego własnych słów, miał jechać z ambasadorem z lotniska)? Od kogo o 10.47 telefonicznie uzyskał informację Macierewicz o „katastrofie”? Czy od Geisela (kierowcy Turowskiego) jak podejrzewa Bahr? Dlaczego wielu świadków nie widziało ani nie słyszało katastrofy? Dlaczego Wudarczyk z Polsat News twierdził, że „był jeszcze jeden samolot” (http://centralaantykomunizmu.blogspot.com/2011/05/by-jeszcze-jeden-samolot_31.html), dlaczego Kuźniar z TVN 24 pytał Paszkowskiego „która maszyna się rozbiła?” (http://centralaantykomunizmu.blogspot.com/2011/03/byy-dwie-maszyny-ktora-sie-rozbia.html)? Dlaczego w rządowej telewizji nie wiedziano, „który to był samolot i kto był na pokładzie?” (http://centralaantykomunizmu.blogspot.com/2012/07/tuz-po-9-tej-10-04.html). Jak, przez kogo (i dlaczego) została uszkodzona pancerna brzoza? Gdzie są zdjęcia z „depozytów dziennikarskich”? Jak to możliwe, że część ofiar wyglądała jakby spała? Na te dziesiątki pytań „raport Macierewicza” nie udziela odpowiedzi.

A czemu to wszystko tak właśnie wygląda? Bo to polityka, proszę Państwa. To wszystko to polityka, niestety. Politycy myślą w pragmatycznych kategoriach, a więc na ile dane działanie przełoży się na jakieś polityczne, doraźne rezultaty. W „historii smoleńskiej” sprowadza się to z jednej strony (w „raporcie Macierewicza”) do koncentrowania publicznej uwagi na „rządzie Donalda Tuska”, z drugiej zaś do całkowitego przemilczania roli pracowników KP („ocalałych”) oraz tego, że można było zająć się (choćby prowizorycznym, wstępnym) zabezpieczaniem „miejsca wypadku” już wtedy, dysponując i ratownikami medycznymi, i żołnierzami przybyłymi na katyńskie uroczystości. Jak jednak już od ponad dwóch lat wiemy – w tejże historii smoleńskiej (po którejkolwiek ze stron) „nie ma winnych, są tylko zadziwieni”. Nikt się nie poczuwa do żadnej winy za to, co się 10 Kwietnia stało, a już na pewno nie urzędnicy prezydenccy, tak wyrozumiale przez „ZP” w pracach śledczych potraktowani.

„ZP” miał niestety od samego początku charakter polityczny, o czym przesądziła m.in. postać samego „Przewodniczącego”(wobec którego nie było żadnych kontrkandydatów). Macierewicz (niemający wszak bladego pojęcia o katastrofach lotniczych, a już naukowym badaniu w szczególności), sam natomiast będąc świadkiem w całej sprawie, a nie neutralną osobą, był w stanie pokierować pracami „ZP” tylko w taki sposób, by zwyczajnie „dowodziły tezy”, że w Smoleńsku w okolicach wojskowego lotniska musiało dojść do zamachu. Jak tej tezy dowiedziono, widzimy w „raporcie”. Góra musiała urodzić taką mysz. I urodziła. I co będzie dalej, „kraju węgla i stali”? 28 m-cy dalszych „intensywnych prac”? Może nawet mniej, skoro Macierewicz zapowiada (s. 6) „za rok raport końcowy” wraz z ostatecznymi wynikami. Już teraz więc możemy sobie ostrzyć intelektualne apetyty, zważywszy na ten materiał dowodowy, z którym możemy się zapoznawać.

Najśmieszniejsze, choć lepiej byłoby rzec, najstraszniejsze jest to, że „narracja Zespołu” dokładnie przedłuża i utrwala moskiewską narrację. W jaki sposób? W taki, że nie kwestionuje się tu przecież prawie w ogóle oficjalnego scenariusza zdarzeń, przedstawianego już (z grubsza, tj. zanim nie opublikowano pierwszej wersji „stenogramów”) 10 Kwietnia. Innymi słowy (oficjalnie): na Okęciu zapakowano, łamiąc zasady bezpieczeństwa (chodzi o instrukcję „HEAD”) 96 osób (z których spora część byłaby najwyższej państwowej rangi) na pokład jednego samolotu i wysłano na lotnisko, które nie zostało sprawdzone, wysłano bez tzw. liderów oraz bez pisemnej zgody na wlot w ruską przestrzeń powietrzną i na lądowanie na XUBS. Pogoda nie nadawała się do lądowania, o czym otwarcie informowała wieża, mimo to zaś do lądowania zachęcał załogę tupolewa i por. Wosztyl, i na próbne podejście miał się zdecydować (vide „stenogramy”) sam śp. mjr. Protasiuk, który (zamiast drugiego pilota) prowadził korespondencję z wieżą, wykonując jednocześnie swoje czynności dowódcy statku. To próbne podejście zaś miało być wykonywane, mimo że wcześniej wieża odesłała po dwóch nieudanych próbach lądowania ruskiego iła-76, a więc (trzymając się oficjalnej wersji, zaznaczam), nie czekałaby na polskiego Prezydenta na płycie lotniska ochrona „gospodarzy”.

Tak wyglądają główne zręby, znanej nam aż do bólu, oficjalnej narracji – pomijam dalsze jej szczegóły, typu „niekwitowanie” (przez załogę) i błędne ustawienie oraz błędne odczytywanie urządzeń pokładowych. Tego wszystkiego jednak wcale nie kwestionuje „rekonstrukcja” zawarta w „raporcie Macierewicza”. Czy więc w ten sposób drogi „Zespołu” nie zbiegałyby się mimowolnie z drogami nienawistnego „rządu premiera Tuska”, który swego czasu miał (jak napisano wyraźnie w raporcie) ukuć krótki opis wydarzeń w formie słynnego SMS-a mówiącego jak „doszło do katastrofy”? Przecież załoga „prezydenckiego tupolewa” nie musiała się zniżać we mgle – mogłaby pozostać na całkowicie bezpiecznej wysokości kręgu i (tak jak jest mowa w „stenogramach”) „powisieć pół godziny”.

Niestety, „ZP” nie zadał sobie trudu nawet dokładnego przeanalizowania właśnie różnych wersji stenogramów, choćby po to, by zbadać, czy można je w ogóle uznać za godne choćby śladowego zaufania i czy np. wypowiedzi Protasiuka nie pochodzą z 7 kwietnia 2010, kiedy jako drugi pilot komunikował się z wieżą szympansów. „ZP” nie wysilił się nawet, by wydać przy tej okazji jakąś zwartą, krytyczną i porównawczą publikację „stenogramów CVR”. Do tej pory, nawiasem mówiąc, tylko w książce „Ostatni lot” (wersja 3; a więc ta Latkowskiego, Osieckiego, Prószyńskiego i Białoszewskiego; Warszawa 2011); pomijając bezkrytyczną edycję w „Kto naprawdę ich zabił?” Galimskiego i Nisztora (Warszawa 2010)), nie ukazały się w formie drukowanej, dokładnie omawiane wszystkie dotychczasowe „stenogramy” (tak jakby te materiały nie były wyjątkowo istotne w całym dochodzeniu). Ta jedna drobna rzecz ilustruje, jak profesjonalnie prowadzone są oficjalne „śledztwa” nad Wisłą od 10 Kwietnia. „Raport Macierewicza” nawet w tak prostej zdawałoby się kwestii, jak zwyczajna publikacja źródłowych dokumentów, nie posunął sprawy do przodu. Ale czy ktoś widzi w tym jakiś problem? Na pewno nie sam Macierewicz.

E. Klich już w pierwszych zdaniach wspomnieniowej książki stanowiącej „wywiad-rzekę” mówi: „Ta sprawa nie jest jeszcze zakończona. Prędzej czy później do jej zbadania Sejm powoła komisję śledczą, jestem tego pewien” (s. 8). Te słowa nabierają jeszcze większej aktualności po publikacji „28 m-cy po Smoleńsku”. Nie jestem tylko pewien, czy powinna to być akurat sejmowa komisja – polityków w akcji w „historii smoleńskiej” już bowiem widzieliśmy aż za wielu (zaś polityzacja prac dochodzeniowo-śledczych prowadzi zwykle donikąd lub na jałowe ziemie). Na pewno jednak powinna taka nadzwyczajna komisja spełniać podstawowy warunek: całkowitej transparentności prowadzonych prac i pełnego upubliczniania wszystkich swoich przesłuchań, stenogramów oraz innych materiałów. Tego warunku jak dotąd żadnej „badawczej instytucji” nie udało się spełnić.

 

 

 

 

Komentarze niemerytoryczne są usuwane. Autorzy komentarzy obraźliwych są blokowani.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka