Joanna Mieszko-Wiórkiewicz Joanna Mieszko-Wiórkiewicz
4785
BLOG

FYM wobec wywiadu z D. Książkiem (Wprost)

Joanna Mieszko-Wiórkiewicz Joanna Mieszko-Wiórkiewicz Polityka Obserwuj notkę 77

 Poniżej za zgodą Autora wklejam jego rozważania związane z szokującym wywiadem z lekarzem Lotniczego Pogotowia Ratunkowego - Dymitrem  Ksiazkiem  z ostatniego "Wprost" pt. " Nie mogę milczeć- bliny z kawiorem" Tekst źródłowy jest tutaj (klik)

Koniec milczenia?

9th Październik 2012 by FYM No Comments

Opublikowany we wczorajszym „Wprost” (41/2012, s. 18-20) wywiad z jednym z lekarzy Lotniczego Pogotowia Ratunkowego na temat „prac w moskiewskiej kostnicy” po „smoleńskiej katastrofie”, który, co ciekawsze, znalazł rezonans nawet tu (http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114871,12625127,_Patomorfolodzy_siedzieli_przed_prosektorium__Rosjanie.html), niemal natychmiast (nie śledziłem, jak szybko, tzn. po ilu godzinach od publikacji) spotkał się z „odporem” ze strony części środowiska lekarskiego właśnie (http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114871,12634936,Ratownicy_z_LPR_oburzeni_wywiadem_o_identyfikacji.html). Oburzenie, co warto podkreślić, dotyczy akurat nie tego, co było faktycznie oburzające w moskiewskiej kostnicy, lecz tego, że jeden z lekarzy po 2,5 roku od tragedii ośmielił się o tym mówić. „Tajemnica zawodowa nakazuje milczenie”, twierdzą przedstawiciele LPR oburzeni wywiadem. Należałoby zatem ich zapytać: czy w przypadku przestępstw także tajemnica zawodowa nakazuje milczenie?

Zastanawiające też, że ubiegłotygodniowy, także przecież poruszający wywiad z p. J. Racewicz (o którym pisałem w poprzednim poście), która pojawiła się nawet na posiedzeniu „ZP” (http://naszdziennik.pl/polska-kraj/11863,nowe-wnioski-o-ekshumacje.html), nie wzbudził takich błyskawicznych reakcji w mainstreamie, dopiero ta rozmowa z D. Książkiem. Czy dlatego, że pojawiają się szczegóły, o których do tej pory „nie trzeba było głośno mówić”, czy też dlatego, że zmowa milczenia dla niektórych osób jest już nie do zniesienia? A przecież Książek opowiada w gruncie rzeczy niewiele, choć i to, co opowiada, jest, rzecz jasna, wstrząsające.

Zacznijmy od tego, czego się nie dowiadujemy. Po pierwsze tego, co się działo w LPR 10 Kwietnia i dlaczego tego dnia nie mogli się udać pracownicy LPR ani innych podobnych instytucji do Smoleńska na XUBS (http://centralaantykomunizmu.blogspot.com/2011/06/ewakuacja.html) – po drugie tego, dlaczego udało się do Moskwy raptem… 5 osób z LPR. Historia zaczyna się dopiero od niedzieli 11 kwietnia 2010: „poleciały do Moskwy dwa samoloty. Mieliśmy lecieć pierwszym, z naszymi patomorfologami. Było nas dwóch medyków, dwóch pielęgniarzy i dyrektor, też medyk. Podstawiono pierwszy samolot. Załadowaliśmy go naszym sprzętem i całą masą rzeczy patomorfologów, głównie tym wszystkim do badań DNA. Dostaliśmy informację, że będziemy się zajmowali rodzinami ofiar. Baliśmy się tylko, że jest nas pięciu na jakieś 200 osób. (…)”

Podobnie zresztą, jak wynika z wywiadu, było z liczbą patomorfologów. Dopiero jednak nazajutrz polscy specjaliści przybywają do moskiewskiej kostnicy, ale bynajmniej nie do pracy: „I nic nie wiadomo, bo nic nie było uzgodnione. (…) okazało się, że Rosjanie do niczego nie dopuszczają. Cały poniedziałek tak siedzieli. I cały poniedziałek trwało dogadywanie, żeby w końcu weszli do tego prosektorium.” Ruscy pozwalają więc dopiero we wtorek wziąć udział w czynnościach identyfikowania ciał ofiar. Jak widzimy – przez trzy dni (sobota, niedziela, poniedziałek), pomijając (wciąż owiane zmową milczenia) kwestie „wstępnych identyfikacji” 10 Kwietnia na pobojowisku na XUBS (do dziś nie wiadomo, kto z polskiej strony dokładnie był przy tych identyfikacjach, czy i jak one zostały udokumentowane i ile dokładnie osób zidentyfikowano) ciałami ofiar nie zajmuje się nikt z polskiej strony (nawet na poziomie specjalistycznej identyfikacji, bo o braku udziału w sekcjach zwłok już wszyscy zostaliśmy poinformowani). Relacja Książka potwierdza to, co mówili przedstawiciele rodzin, a więc, że identyfikacja właśnie była postawiona na głowie (http://centralaantykomunizmu.blogspot.com/2011/11/woko-relacji-p-zuzanny-kurtyki.html). Nie zadbano więc nawet o to, by najpierw dokonali rozpoznań (zabitych osób) specjaliści z polskiej strony (tych przecież było bardzo niewielu, jak na skalę wydarzenia), tylko zwyczajnie zszokowanym rodzinom, metodą prób i błędów, okazywano (po identyfikacji rzeczy na podstawie zdjęć) różne „wytypowane” ciała („Mam wielkie współczucie dla tych rodzin, które wchodziły, były prowadzone do ciała, a okazywało się, że to nie to ciało. I musiały obejrzeć kilka innych zwłok. Między jednym okazaniem a drugm musiały czasem czekać kilka godzin” dodaje Książek).

Chyba pierwszy raz pojawia się informacja o zidentyfikowaniu śp. M. Kaczyńskiej, zanim ktokolwiek z pozostałych ofiar został rozpoznany. Mało kto pewnie pamięta, ale informacja o zidentyfikowaniu właśnie Pierwszej Damy, pojawiała się już wieczorem 10 Kwietnia. Potem zaś pojawiały się zgoła odmienne wieści. Oczywiście najmocniejsze są ostatnie akapity wywiadu, jak np. ten:

W te trumny wsadzano czarne worki. I teraz już nie można uwierzyć, że do tych metalowych trumien wkładano właściwe ciała. Nikt tego nie sprawdzał. Na kanapie wśród tych worków siedziało trzech typków. Coś pili, jedli kanapki z kiełbasą, a potem wstawali i pakowali do trumien. (…) Nie było nadzorców ze strony rosyjskiej, nie widziałem też polskich prokuratorów, którzy dopilnowaliby tego pakowania. Nie wiem, czy ktoś pilnował, jak ciała były wkładane do worków.”

Innymi słowy „nadzorowano” tylko procedurę „lutowania trumien”, najwyraźniej, podczas której tylko kilka ciał (wedle relacji Książka) było „niezapakowanych”. Rodziny zatem nie miały możliwości sprawdzenia, czyje ciało jest w danym worku. I mamy jeszcze ten niesamowity, iście mrożkowski (jak to stwierdził prof. A. Dąbrówka w rozmowie ze mną), opis „przekraczania granicy” przez daną trumnę – wewnątrz moskiewskiej kostnicy.

Kiedy trumny lakowano, to w sali Rosjanie zrobili granicę polsko-rosyjską. To był kosmos. Po jednej stronie siedziała rosyjska celniczka, po drugiej byliśmy my. Wszyscy. Po zalutowaniu trumna trafiała na polską stronę. Ale rozpętała się kolejna awantura, bo rodziny chciały wkładać do trumien święte obrazki, modlitewniki i różańce. Rosjanie nie chcieli się na to zgodzić. (…)”

I ostatni, najmocniejszy akcent: „teraz nie mam pewności, czy w tych trumnach nie ma worków wypchanych trocinami albo jeszcze czymś innym. Tam było pięć stołów sekcyjnych, a po bokach kawałki ciał do niczego niepasujące”, który właściwie nie wymaga komentarza, jeśli się weźmie pod uwagę to, że to relacja naocznego świadka, a zarazem uczestnika tamtejszych wydarzeń. Intrygujące jest jeszcze coś. Książek parokrotnie powtarza w tej rozmowie, że sądził, iż w Polsce dojdzie do stosownych badań (na ciałach ofiar) i wyraża przy tym nie tylko swoje zdanie: „Byłem święcie przekonany, patolodzy zresztą też, że w Polsce zostaną przeprowadzone badania genetyczne”. Nie mówi jednak, dlaczego przed dwoma laty nie alarmował o alarmującej sytuacji w związku z ciałami ofiar. Czy faktycznie była to tylko „koleżeńska umowa”, czy raczej zalecenie ze strony „wyższych instancji”, by pewne sprawy po prostu nie wychodziły na jaw?

Tak czy tak po tych dwóch materiałach z kolejnych numerów „Wprost” nie wygląda na to, by sprawa miała zostać zmarginalizowana, a więc (jak to bywało wcześniej) wyciszona i skwitowana już tradycyjnie (gdyż innych argumentów w zanadrzu nikt nie ma) „bałaganem”, tak jakby naturalną koleją rzeczy po wielkiej tragedii był wielki bałagan, a nie drobiazgowe, specjalistyczne badania medyczno-sądowe i niezwykle staranne śledztwo w całej sprawie. Mało komu (z mainstreamu) jak na razie przychodzi do głowy, że bałagan może być sposobem na uniemożliwianie badań oraz śledztwa – no ale do takich wniosków trzeba by dojść po jakimś procesie myślenia, a na to nie każdy w mainstreamie ma czas oraz intelektualne zdolności do tego.

Czy wywiad z jednym z lekarzy będących tam na miejscu w Moskwie podczas ciągnącej się przez tyle godzin i dni makabry jest zarazem „nowym otwarciem” w sprawie, to znaczy wnet odezwie się któryś z polskich patomorfologów, odsłaniając kolejny rąbek Tajemnicy? Zobaczymy. Zwłaszcza że gdyby się okazało, iż te wszystkie monstrualne wprost zaniedbania, o których coraz więcej słychać, to prawda, to śledztwo, jakie w ich sprawie ruszy, poskutkuje m.in. tym, iż tego rodzaju relacje świadków będą na porządku dziennym – bez względu na to, jak daleko sięga ta czy inna zmowa milczenia. Niewykluczone, że część osób zaczęła to rozumieć.


Komentarze niemerytoryczne są usuwane. Autorzy komentarzy obraźliwych są blokowani.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka