Joanna Mieszko-Wiórkiewicz Joanna Mieszko-Wiórkiewicz
3586
BLOG

György Dalos: Budapeszt 1956 oczami trzynastolatka

Joanna Mieszko-Wiórkiewicz Joanna Mieszko-Wiórkiewicz Polityka Obserwuj notkę 6

 Budapeszt 1956 – oczami trzynastolatka

Joanna Mieszko-Wiórkiewicz

 


 

Kiedy po pierwszej fali powstania nastąpił pokój, kiedy premier Węgier, Imre Nagy ogłosił neutralność kraju i uzgodnił z Rosjanami wycofanie Armii Radzieckiej z Węgier, kiedy już Węgrom wydawało się, że przestaną być uciskaną radziecką kolonią i zaczną żyć na własny rachunek, wtedy nastąpiło śmiertelne uderzenie. Radzieckie oddziały pancerne okrążyły Budapeszt i inne większe miasta Węgier. Atak na bezbronną ludność nastąpił także z powietrza. Członkowie rządu węgierskiego zostali wciągnięci w pułapkę i aresztowani. Po dwóch latach, w tajnym procesie skazano ich na śmierć. Ponad dziesięć tysięcy istnień ludzkich pochłonęły krwawe walki pomiędzy Węgrami i Rosjanami. Na śmierć skazano w krótkim czasie 3 tysiące powstańców. Tajna policja AVO wyszła z ukrycia i rozpoczął się krwawy terror. W obozach internowano prawie cały węgierski świat intelektualny. 200 tys. Węgrow opuściło w pośpiechu kraj, zanim zatrzasnęły się granice. Sowieci powierzyli władzę Janosowi Kádarowi, który dzierżył ją do 1989 r.

Powstanie Węgierskie stało się legendą i nadzieją dla tych wszystkich we wschodniej Europie, którym marzyła się suwerenność państwowa i życie w godności. Nadzieja ta ziściła się dopiero ponad 30 lat później.

Poniższy tekst jest skróconym zapisem audycji dokumentalnej (feature), która miała swoją premierę w berlińskiej rozgłośni SFB Sender Freies Berlin) kilka lat temu. Wszystkie cytaty pochodzą z oryginalnych archiwalnych audio-zapisów, jak i arytkułów prasowych.

 Ur. 1943 w Budapeszcie w rodzinie żydowskiej, studia historii w Moskwie, w r.1968 skazany za "działalność antypaństwową" za udział w org.maoistycznej, zakaz wykonywania zawodu, praca tłumacza , członek opozycji demokratycznej, od 1987 r. w Austrii i Niemczech, najpierw jako stypendiant, później jako pisarz i publicysta, dyrektor Wegierskiego Instytutu Kultury w Berlinie

Autor m.inn. wydanej w Niemczech książki o powstaniu węgierskim.

György Dalos:

Zawsze rozmyślałem otym powstaniu i to bez jakiejkolwiek zewnętrznej przyczyny, bez rocznicy. Tak robi chyba każdy Węgier z tego pokolenia. Bo byliśmy zbyt blisko, zbyt wiele przeżyliśmy i zbyt wiele widzieliśmy i potem, nieważne, czy ktoś był ideologicznie indoktrynowany, czy zupełnie stronił od polityki, ale te obrazy i te przeżycia wbiły się bardzo mocno w pamięć i co za tym idzie- ukształtowały tożsamość mojego pokolenia. Mogę powiedzieć, że cały czas żyłem tym powstaniem.

 

Miałem wówczas 13 lat i poważne troski, ponieważ kiepsko się uczyłem. Na następny dzień, 24 października musiałem odrobić zadanie z geografii i wiedziałem, że nie dam rady.Marzyłem o tym, aby coś się stało i zajęcia szkolne nie odbyły się. Z tym marzeniem wracałem ze szkoły do domu. Był to wtorek, 23 października 1956 roku.

Podchodzę do Placu Oktogońskiego, który nazywał się wtedy Placem Rewolucji Październikowej, a dzisiaj znowu nazywa się Oktogoński i widzę, że przed sklepem filatelistycznym ludzie czytają jakieś ulotki. Tłum robi się coraz większy. Ktoś wykrzykuje na głos tekst ulotki. A to były postulaty studentów uniwersytetu – to od nich wszystko się zaczęło. Była jakaś piąta po południu. Idę coraz wolniej do domu, a tu przede mną formuje się pochód. Ludzie biorą się pod ręce. To była pierwsza demonstracja, która poszła do pomnika Józefa Bema. Byli to studenci. Rozwinęli transparenty: „Polacy dali nam przykład!”, „Ruscy do domu!” itp. Zdałem sobie sprawę, że dzieje się coś ważnego.

Następnego dnia wybierałem się z ociąganiem do szkoły,bo nie odrobiłem lekcji z geografii i kiedy już wychodziłem z domu nagle usłyszałem dziwne huki, krzyki na ulicy. Moja mama też chciała iść, jak co rano, do swojej firmy do pracy, ale na klatce schodowej stał nasz dozorca i powiedział nam, że trzeba zostać w domu. „Jest wojna” – powiedział. A wojna to było dobrze znane pojęcie. Pomimo to wyszedłem z domu i na Placu Marksa, który nazywał się wcześniej Placem Berlińskim zobaczyłem kawalkadę radzieckich czołgów jadącą naszą główną ulicą. I wszędzie słychać było strzały. Mało tego˛- armatnie strzały! A mogłem je bardzo dobrze rozróżnić, bo byliśmy wówczas wychowani na radzieckich filmach wojennych. I wydawało mi się to fantastyczne, że jest wojna. Ale nie wiedziałem, dlaczego.

 

Musiałem niestety zawrócić do domu i wszyscy w naszej klatce schodowej się bali i wszyscy słuchaliśmy radia.

 

Komunikat radiowy z dnia 24.października 56:

Kochane dzieci, nie gniewajcie się na nas, jeśli z nadmiaru pracy dzisiaj o was  zapomnieliśmy. Słyszycie właśnie wiele o walkach, rewolucji, o postulatach i wielu rzeczach, których w ogóle nie rozumiecie. Prosimy was, weźcie swoje zeszyty, książki, ołówki i odróbcie lekcje, bo jutro, jak zwykle idziecie do szkoły. I zasłużycie na pochwałę, kiedy będziecie umiały czytać i rachować. Słuchajcie naszego radia, to samo radzą wam też wasi rodzice.

 

Dalos: No więc byliśmy zdani na słuchanie radia, a w tym radiu słyszało się wciąż tylko jedną i tę samą płytę z muzyką Beethovena. Płyta była tak zdarta, że mało co można było odróżnić i pomiędzy tymi zgrzytami dało się wyłuskać nawoływania do powstańców, żeby się poddali. Rozgłośnia była wtedy jeszcze w rękach komunistów, ale budynek był już cały otoczony powstańcami.

 

Komunikat Radia Kossuth:

-Tutaj mówi Imre Nagy, przewodniczący Rady Ministrow ludowej republiki Węgier. Ludu Budapesztu! Aby zapobiec dalszemu przelewowi krwi zawiadamiam, że wszyscy, którzy do godziny 14.00 zaprzestaną walk i złożą broń, nie będą postawieni przed sądem!Pójdźcie za naszym głosem! Zakończcie walkę! Zabezpieczajcie spokój i porządek w interesie naszego narodu i naszego kraju! Towarzysze! Przyjaciele moi! Mówię do was w pełnej powagi godzinie!

 

Komunikat Radia Kossuth 24.pazdziernika o godz. 14.00:

Dzięki wspaniałomyślności naszego rządu napastnikom na robotnicze państwo pozostawiamy jeszcze 15 minut na złożenie broni wcelu uniknięcia kary śmerci.

 

Komentarz wiedeńskiego korespondenta radia RIAS w Berlinie25 pańdziernika:

Patrząc z Wiednia  wypadki w Budapeszcie wyglądają nie tylko dramatycznie, ale i dla samych Węgrów beznadziejnie. Ponieważ rebelia, która wybuchła zeszłej nocy ogranicza się tylko do Budapesztu i rozgrywa się dosłownie przezd oczami jego mieszkańców, państwowa rozgłośnia Petöfi nie może wydarzeń tych przemilczeć lub złagodzić. Przeciwnie. Od wczesnego rana sprawozdania z walk ulicznych są bardzo dokładne. Nie zostało przemilczane, że oddziały wojskowe walczą po stronie powstańców, podczas gdy do zdławienia powstania rzucono sowieckie  odddziały pancerne, które ciasnym pierścieniem otoczły stolicę Węgier. Radio Budapeszt, częściowo obsługiwane przez rosyjskich spikerów wymienia nawet nazwy miejsca walk. Prowadzone są one według doniesień, nie tylko w centrum i na moście zwodzonym, lecz w całym mieście, włącznie z terenami przemysłowym, dzielnicami robotniczymi, a nawet na willowym przedmieściu Schawarenberg. .

 

Dalos: W ciągu następnych dni, kiedy w całym Budapeszcie trwały walki, a szczególnie w naszym sąsiedztwie, bo mieszkaliśmy w samym śródmieściu, to wszystko było dla mnie jak jedno wielkie kino w życiu.

W tym czasie czytałem pewną książkę i do tego niemiecką książkę autorstwa niejakiego Sieburga, pod tytułem „Robespierre” i ciotka, która mi tę książkę pożyczyła, nasza daleka krewna, która była członkiem Partii Komunistycznej, powiedziała mi, że jest to bardzo reakcyjna książka.Nie wiedziałem dokładnie, co to znaczy. Domyślałem się, że to coś zakazanego i to naturalnie jeszcze bardziej rozpaliło moją ciekawość. W książce tej czytałem o rewolucji francuskiej i całymi dniami zastanawiałem się nad tym, jacy byli właściwie ci jakobini, jaki był Robespierre. To wszystko było dla mnie nowe i tym bardziej aktualne przez to, co się działo w Budapeszcie.

Jednego wieczora, bardzo późno, przyszli do nas powstańcy, aby nieco odpocząć. To byli żołnierze Ludowej Armii Węgierskiej. Śmiertelnie zmęczeni. A ja, na rauszu mojej lektury zacząłem im gwałtownie wiercić dziurę w brzuchu pytaniami: jak to teraz będzie, co się teraz stanie: czy to będzie tak zwana republika militarna? Czy będzie zwołany Konwent? A może pojawi się jakiś węgierski Bonaparte, który doprowadzi kraj do porządku? Tak, jak to w tej książce opisywał Sieburg.

 

Komunikat Wolnego Radia Kossuth:

W godzinie tej otwieramy nowy rozdział w historii radia węgierskiego.

Radio nasze było przez wiele lat narzędziem kłamstwa.Wykonywało tylko polecenia.. Kłamało za dnia i nocą, kłamało na każdej długości fali. Od teraz – tak, jak mówią słowa słynnej przysięgi: chcemy nadawać prawdę, całą prawdę i nic tylko prawdę.

 

Dalos: Politycznie nie stałem po żadnej stronie. Moja babcia jako szeregowy członek partii była bardzo rozczarowana, że towarzysze nic nie robią, żeby przywrócić porządek. Widziałem, że żałowała obu stron i jednocześnie była na obie strony wściekła. I ta złość nawet przeważała.Obawiała się, że może się to źle odbić na nas, Zydach.

Dla mnie natomiast zawalił się świat, bo do tej pory wiedziałem, że w filmach szło zawsze o Rosjan i Niemców, albo o Węgrów i Turków, albo Węgrów i Habsburgów. Tymczasem ta rewolucja wyglądała inaczej...

 

Z reportażu radia austriackiego25 października 1956:

 

Reporter:-A tutaj, na krańcu Budapesztu, nie wiem, jak ta ulica się nazywa, bo to węgierska nazwa i trudno ją zapamiętać, tutaj przytransportowano resztki gigantycznego pomnika Stalina. Mieszkańcy Budapesztu przybiegli z piłami, młotami i palnikami by to, co z tego pomnika zostało spiłować i rozbić.

Po co to robicie, panowie?

Walący młotami budapesztanie jeden przez drugiego:

- Robimy to na pamiątkę minionych złych czasów. Z każdym uderzeniem wyrzucamy nagromadzoną przez lata wściekłość. Wyżywamy się na tym pomniku!

Reporter:Z czego jest ten pomnik? Ze stali? Miedzi?

Budapesztanie: - Z brązu. Z najlepszego brązu jest!

Reporter:I ten wielotonowy kolos przyciągnęliście z centrum aż tutaj?

Budapesztanie: - Jak widać! Tylko nogi jeszcze zostały na cokole.

Reporter:- Tylko nogi zostały......

 

Dalos: Widziałem różne zdumiewające rzeczy. Widziałem na przykład ognisko na ulicy. Przed rosyjską księgarnią „Horyzont” jacyś ludzie próbowali palić książki. To były tomy dzieł Lenina i Stalina, ale niestety, także Puszkina. Nie szło im to, bo książki stawiały opór. Dopiero, kiedy polano je benzyną, zajęły się ogniem i zaczęły się kurczyć i zamieniać w popiół.

Była to spontaniczna reakcja na sztuczną rusyfikację, czyli przymusowe lekcje rosyjskiego w naszych szkołach, przymusowy rosyjski w całej dziedzinie kultury i edukacji.Księgarnia ta nigdy potem już nie została znowu otwarta.

W tym czasie widziałem też po raz pierwszy w życiu zabitego człowieka.Był to rosyjski żołnierz na dachu czołgu. Nie widziałem żadnych obrażeń, ani krwi. Nie przeraziło mnie to wcale. Natomiast przeraził mnie widok domu stojącego w płomieniach. Coś takiego widziałem przedtem tylko w filmach. I jeszcze jeden dom wprawił mnie w przerażenie. A właściwie to, co z niego zostało. Ten dom znajdował się na naszej ulicy Leninkörút, obecnie Tereskörút. Prawie cała frontowa ściana obsunęła się pod armatnim ostrzałem i odsłoniła wnętrze z meblami, łazienkami itd. Widziałem np. ścianę z fotografiami rodzinnymi w ramkach, ściany, na których wisiały obrazy, widziałem półki z książkami. W jednym mieszkaniu stał stół, koło niego krzesła, a na stole stał wazon z kwiatami. Widziałem nawet stojący fortepian, którego jedna noga wisiała w powietrzu. Widziałem wszystkie piętra, ale wiele było zburzonych. Był to niesłychanie surrealistyczny widok, choć wówczas byłem za mały, żeby myśleć w takich kategoriach. Kiedy potem, wiele lat później zobaczyłem obrazy Salvadora Dali, to traktowałem je zupełnie poważnie, jako odległy zapis rzeczywistości, którą poznałem.

 

Komunikat Związku Pisarzy Węgierskich w Wolnym Radiu Kossuth:

 

Tu mówi Związek Pisarzy Węgierskich do wszystkich pisarzy świata! Nasz czas jest zmierzony. Fakty są wszystkim wiadome! Pomóżcie naszemu krajowi! Pomóżcie Węgrom! Pomóżcie węgierskim pisarzom i naukowcom, pomóżcie naszym robotnikom, chłopom, intelektualistom!

Pomóżcie! Pomóżcie! Pomóżcie!

 

 

Dalos: Dopiero w końcu października, kiedy praktycznie znowu można było wyjść na ulicę, bo walki zelżały, widziałem wiele innych rzeczy, które mnie także zdumiały. Widziałem na przykład sklepy z artykułami spożywczymi, w których były wybite szyby i pomimo to towar leżał na wystawie i w sklepie i nikt go nie zabierał. Albo widziałem skrzynki, do których ludzie wrzucali pieniądze na pomoc dla rodzin poległych i nikt ich nie pilnował, pieniądze leżały nietknięte. Dopiero wtedy zaczynałem rozumieć, że dzieje się naprawdę coś Historycznego, ponieważ ci ludzie, którzy w większości byli naprawdę bardzo biedni – a i ja sam wiedziałem dobrze, co to znaczy bieda – nie ulegali odwiecznym pokusom.

I jeszcze coś wówczas zauważyłem: także w końcu października, na początku listopada, gdy poszliśmy z mamą na rynek zdumiało nas, jak pełen najrozmaitszych towarów był ten rynek. Chłopi dostarczali do miasta wszystko, co się dało. Ceny były niespotykanie niskie. Przypominam sobie, jak na początku listopada nieomal za grosze dostaliśmy całą wielką gęś. Rewolucja była już w tym czasie zduszona, a ja jeszcze jadłem pasztet z gęsiej wątróbki – dla mnie był to absolutny luksus.

 

Reporter radia wiedeńskiego na ulicy Budapsztu:

Życie w Budapeszcie zaczyna się powoli odrobinę normalizować, to znaczy – oczywiście nie jeżdżą jeszcze tramwaje i autobusy. Ludzie też jeszcze nie wszyscy wrócili do pracy, ale wszystkich obchodzi, co piszą gazety. Czy wychodzą już gazety? – z tym pytaniem zwracam się do przechodniów.

- Nawet wiele. To jest oznaka wolności prasy. Oprócz organu Partii, która dotąd nie pozwalała na wydawanie innych gazet, ukazuje się np. gazeta dla młodzieży, gazeta dla armii i dużo innych!

- Tylko że te gazety nie są obszerne! Przeważnie to tylko jedna kartka, ale tak czy inaczej dużo tam informacji, a wiadomo, że wszyscy chcą być poinformowani, także Węgrzy poza Budapsztem, nie mówiąc o zagranicy.

 

Komunikat Wolnego Radia Kossuth

 

Uwaga, uwaga, tu mówi rozgłośnia Wolnego RadiaKossuth w Budapeszcie!

Imre Nagy, premier Węgierskiej Republiki Ludowej przekazał nam następujący komunikat:

Dziś rano oddziały sowieckie zaatakowały stolicę kraju z jednoznacznym zamiarem obalenia prawomocnego rządu Węgier. Nasze oddziały podjęły walkę. Rząd znajduje się na swoim miejscu.

Zawiadamiam o tym lud naszego kraju oraz opinię światową.

 

Reporter radia wiedeńskiego w miejscowości Györ:

 

Zjawiły się całkiem niespodziewanie: sowieckie czołgi w Györ.Na nich żołnierze w watowanych czarnych uniformach. Obojętne, nieprzenknione twarze o mongolskich rysach. Komendatura zatrzymała się w byłej siedzibie tajnej policji AVO. Pierwsze rozkazy są wydwane przez głośniki na Placu Ratuszowym: godzina policyjna, pisemne pozwolenia na użycie rowerów i samochodów, zakaz strajków. I dalej: oddziały sowieckie zostały wezwane, by chronić lud węgierski przed agentami, prowokatorami, faszystami i obszarnikami. Ludzie zebrani na placu wygwizdują komunikaty i rozchodzą się. Głos z głośnika dudni po pustym placu. Koło Györ trwają nadal walki, lecz Sowieci rozpoczynają aresztowania. Byli agenci AVO znowu pokazują nosy. Na ulicy mało kogo można spotkać. Rozpoczęła się ucieczka na Zachód. Co jakiś czas dostajemy meldunki o walkach powstańczych, lecz są one coraz krótsze i coraz rzadsze. Wczoraj przyszedł do naszego hotelu wysłannik mieszkańców Györ prosząc, byśmy pozwolili mu przemówić do opinii publicznej Zachodu. Ten starszy, białowłosy Węgier był naszym ostatnim gościem.

 

 

Dalos: Pamiętam dobrze ten drugi raz... Gdy Armia Czerwona wkroczyła do miasta po raz drugi, wówczas całkowicie zmienił sie mój nastrój. Chociaż byłem bardzo naiwny i miałem słabe pojęcie o historii, nagle zobaczyłem , że – nazwijmy to tak – teraz Rosjanie zajęli miejsce Turków. I dopiero melancholia klęski wyzwoliła we mnie prawdziwą sympatię dla powstańców.

Radiowy komunikat agencji informacyjnej MTI ( po niemiecku, w tle silny ostrzał artylerii)

 

Uwaga! Uwaga! Tutaj MTI – urzędowa agencja informacyjnaWęgier!

Sowieccy dranie oszukali nas! Otwierają ogień w całym Budapeszcie! Prosimy, poinformujcie natychmiast Europę! MTI znajduje się pod silnym ostrzałem maszynowym. Rosjanie napadli na nas w całym kraju. Strzelają do każdego. Sekretarz Partii János Kádar, György Marosán i Sándor Rónay utworzyli nowy rząd i chcą zdławić rewlucję. Stoją po stronie Rosjan. Imre Nagy przemówi teraz do narodu. Znajdujemy się pod ciężkim ostrzałem. Rosjanie strzelają amunicją fosforową. Nie wiem, jak długo uda mi się utrzymać łączność z Wiedniem! Niech żyją Węgry i Europa! Umieramy za Węgry i za E...”

 

Ostatni zarejestrowany komunikat radiowy  niezidentyfikowanego radia w pobliżu granicy austriackiej (po angielsku):

 

Tu mówią Węgry! Tu mówią Węgry! Ostatni czynny nadajnik!

Do Narodów Zjednoczonych!

Dziś rano oddziały sowieckie przypuściły generalny atak na Węgry. Możliwe, że wkrótce naszej stacji przydarzy się to samo, co innym węgierskim radiostacjom. W takim przypadku będziemy próbować nadawać na częstotliwości 448 MgH. W imię Boga i w imię wolności – pomóżcie Węgrom! Pomóżcie! Pomóżcie!

(słychać wystrzały artyleryjskie i karabinowe)

Przerywamy nasz program na nieustalony czas!

 

Dalos:O rewolucji mówiło się jeszcze jakiś czas, a ja zacząłem ją najdosłowniej opłakiwać. Zbierałem wszystkie ulotki i gazetki z tego czasu, sympatyzowałem z postulatami strajkujących. W grudniu wybuchł wielki masowy strajk . Potem była wielka demonstracja gospodyń domowych. Czułem się sercem po ich stronie. Byłem przekonany, że Węgry mogą same rozwiązać swoje problemy. I tak ciągnęło się to jeszcze co najmniej trzy lata, gdy zaprzątała mnie ta rewolucja.

W każdym razie wtedy Węgrzy stali się jeszcze bardziej węgierscy, a węgierscy Zydzi jeszcze bardziej żydowscy.....

W marcu 1957 aresztowano naszego nauczyciela historii. Domyślałem się, dlaczego. Uczył nas historii na szczególnych przykładach. Opowiadał o wojnie wyzwoleńczej z XVIII wieku przeciwko Habsburgom, i mówił, że Węgry zostały tak samo opuszczone przez społeczność międzynarodową, jak teraz i że wtedy, tak samo, jak i dzisiaj Węgrzy mają tylko w jednym narodzie przyjaciół – w Polakach. No więc, gdy nam pewnego pięknego ranka zakomunikowano, że nasz nauczyciel został aresztowany, to razem z paroma przyjaciółmi zawiązaliśmy Komitet Pomocy dla Uwięzionego i odwiedziliśmy jego ojca. Bo miał on tylko ojca. Co nieco się dowiedzieliśmy. Był to młody nauczyciel, a do tego zakonnik w cywilu, co mnie niesamowicie zafascynowało. Uwięziono go, podobnie jak 60 tysięcy Węgrów w te marcowe dni 1957 roku. Wówczas postanowiłem go odwiedzić. Raz pojechałem do obozu internowania z jego ojcem. Drugi raz umówiłem się z pozostałymi pięcioma kolegami z naszej klasy, lecz na dworcu daremnie na nich czekałem. Rodzice im nie pozwolili. Ale moja Babcia powiedziała tylko: „To jest dobry człowiek. Musisz go odwiedzić”. I tak utwierdzony przez jedyny ważny dla mnie autorytet pojechałem sam do obozu. Już była jesień. Policjantów wcale się nie bałem. Podszedłem do ogrodzenia z drutu kolczastego, którym był otoczony obóz. W długim szeregu po mojej prawej i lewej ręce stali inni odwiedzający, a za drutem, także w szeregu – więźniowie. Co piąty to był policjant z odbezpieczonym karabinem. To był obóz, w którym widziałem wiele znajomych twarzy. Szczególnie aktorów. Tych znałem z kina i z teatru, ale pisarzy nie znałem z wyglądu, bo nie było jeszcze telewizji. W każdym razie w obozie tym siedziała elita intelektualna Węgier. Mój nauczyciel zdębiał, kiedy mnie zobaczył. Wcale nie byłem jego pupilkiem. W ogóle nie uczyłem się dobrze. Kiedy go rok później zwolniono, to przyszedł nas odwiedzić: moją Babcię i mnie. I wówczas otwarcie przyznał, że wtedy nie wierzył własnym oczom. Zapytałem naiwnie- dlaczego? A on – No bo jesteś Zydem. Jako zakonnik katolicki wychowany był w tradycji antysemickiej i nigdy by mu do głowy nie przyszło, że w najtrudniejszej chwili jego życia jedyna obca osoba, która go odwiedzi będzie małym, żydowskim chłopcem.

Moja Babcia była co najmniej dziesięć lat dumna z powodu tej historii. Dla mnie osobiście wizyta w obozie była chyba najważniejszym momentem tego powstania.

 

Z przemówienia Janósa Kádara 1 maja 1957 r.

 

Robotnicy! Towarzysze! Ludu pracujący Budapesztu!

Co jest dla nas szczególnego w ten dzień węgierskiego 1 Maja? Możemy też spokojnie powiedzieć – międzynarodowego Pierwszego Maja. To, że dzisiaj lud pracujący Węgier świętuje swoje zwycięstwo nad kontrrewolucyjną napaścią w październiku, napaścią,która została unicestwiona z pomocą międzynarodowego proletariatu i w ten sposób osiągnęliśmy zdecydowane zwycięstwo nad Kontrrewolucją. I dlatego wolny lud węgierski miast i wsi świętuje dzisiaj 1 Maja, święto międzynarodowego proletariatu. (...)

 

Dalos:Latem roku 1957 , w czasie gdy nadal trwały masowe aresztowania, internowania, przesłuchania, Węgry odwiedziła Josephine Baker z gościnnymi występami i cały kraj – czyli Budapeszt – żył tylko tym wydarzeniem. Rok później przyjechał do nas Yves Montand i całe Węgry, czyli Budapeszt, padły mu do stóp. Tak oto otumaniano ludzi rozrywką. Ale nie tylko. W latach 1957-1958 dało się zauważyć, że życie w niektórych dziedzinach stało się lżejsze. Zniknęły kolejki przed sklepami z żywnością (to dzięki temu wagonowi złota, który sprezentowali Rosjanie!- przyp. J.M-W.) i zaopatrzenie się widocznie poprawiło.

W czerwcu 1958 roku cała nasza klasa z nauczycielem geografii, panem Pirovskim pojechała na wycieczkę do jaskiń koło Miszkolca. W drodze powrotnej przeczytaliśmy w gazecie o straceniu Imré Nagy.

I potem, kilka lat później, w 1958, -59 -60 r. gdy kręgosłup społeczeństwa został już przetrącony, wówczas pozwolono na pewne udogodnienia, wolność podróżowania w drobnym zakresie, pierwsi emigranci popowstaniowi mogli odwiedzić rodziny w kraju, otwarto bramy pierwszych więzień. Co prawda, nie dla wszystkich, ale dla prominentów, intelektualistów, dla tych, którzy w 1956 r. nie byli w armii. I ten nowy klimat zbiegł się z moją młodością. Rosjanie mają na takie czasy specjalne określenie. Powiedzieliby – „to były wegetariańskie czasy”, czyli mniej więcej 10 lat po wielkim terrorze.

Pomimo to dominujące poczucie w społeczeństwie to był stan permanentnego strachu. Nie było to bezpośrednio widoczne, bo ludzie nauczyli się nosić maskę na twarzy. Uśmiechy były tak naprawdę grymasami. I całe społeczeństwo włącznie z Partią nie wspominało o roku 56. Co prawda, co roku składano wieńce na grobach ofiar komunistów i na grobach ofiar rewolucjonistów. W powstaniu było przecież wiele ofiar, nie obyło się bez linczów, szczególnie na agentach AVO. Ale wszyscy zadawali sobie wiele trudu, by tych dni możliwie nie wspominać.Obowiązywała też pewna zasada językowa: Partia przez 30 albo 32 lata mówiła wyłącznie o kontrrewolucji, a ludzie mówili o „wydarzeniach październikowych”, albo jeszcze lepiej – o „pożałowania godnych wydarzeniach październikowych”. Istniał nawet skrót tego wyrażenia: PGWP. Wszystko po to, by uniknąć tej kłody terminologicznej...

 

W latach 70-tych, a nawet we wczesnych osiemdziesiątych społczeństwo węgierskie było przekonane, że świat trzyma się mocno w swoich zwykłych posadach i nic się nie zmieni. Z rosnącym niepokojem słuchało się coraz bardziej ponurych meldunków ekonomicznych, a potem doszły jeszcze wydarzenia w Polsce. Ale nikt wówczas nie wierzył w upadek systemu. Tych, którzy chcieli coś zmienić, otaczała powszechna niechęć. Dopiero w czasie kryzysu w latach 1987/88 wiara w stabilność systemu zaczęła się chwiać. Nagle należało do dobrego tonu obnoszenie się z miną opozycjonisty. Przemiany w roku 1989 Węgry przyjęły z największą ostrożnością. Pomimo to można było nagle zauważyć, ile goryczy, rozczarowania i wściekłości tkwi w ludziach, którzy przeżyli rok 1956. Rany się nie zabliźniły. Dlatego musiała się odbyć rehabilitacja i uroczysty pogrzeb Imre Nagy’a .

Najpierw Pözgoy, przewodniczący Frontu Ludowego i wiodący reformator komunistyczny otwarcie powiedział, że nie była to żadna kontrrewolucja, tylko powstanie ludowe.To był punkt zwrotny.Potem opublikowano wstrząsające zdjęcia, w tym miejsce pochówku Imre Nagy. Po prostu włożono jego zwłoki do dziury wykopanej w ziemi, w rogu cmentarza, gdzie dostęp był przez dziesięciolecia zakazany. I nagle widzimy w telewizji reporterkę na tym cmentarzu, która pyta urzędnika ministerstwa spraw wewnętrznych: „gdzie więc zostali oni pochowani?” – a on stuka butem w ziemię, na której stoi i mówi : „Tutaj”.

Więc to był naprawdę historyczny moment wielkiej wagi, który emocjonalnie miał wyzwalający wpływ na ludzi – ten uroczysty pogrzeb Imre Nagy i jego towarzyszy oraz tysięcy powstańców. I jak to u Węgrów – nie chodziło aż tak konkretnie o same osoby, które składa się uroczyście do grobu, lecz o pochowanie tego okresu czasu, który spowodował ten krwawy terror.

 

Fragment uroczystości pogrzebowej na Placu Bohaterów w Budapszcie 17 czerwca 1989

 

- A teraz proszę wszystkich obecnych, abyśmy się wzięli pod ręce, jak wtedy, 23 października 1956 roku, gdy maszerowaliśmy w pierwszej demonstracji.Weźcie się pod ręce i powtarzajcie za mną: przysięgamy, że będziemy czcić pamięć Imre Nagy....

 

Dalos:Jeśli chodzi o mnie, to od lat 70-tych zacząłem proces, który nazywa się „przepracowaniem własnej przeszłości” Próbuję opowiedzieć to, co przeżyłem, i co mnie spotkało potem. Wszystko po to, abym mógł się wreszcie uwolnić od tego, co we mnie zalega. Mam jednak poczucie, że to daremny trud. Tego tematu nie można wyczerpać. Wciąż pozostaje wiele do przemyślenia i do opowiedzenia.

 

Joanna Mieszko-Wiórkiewicz

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Komentarze niemerytoryczne są usuwane. Autorzy komentarzy obraźliwych są blokowani.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka